Weird Science

Blask w kolbie

Poniższy arty­kuł został opu­bli­ko­wany pier­wot­nie w cza­so­pi­śmie dla nau­czy­cieli Che­mia w Szkole (3/2023):

Ilustracja

Ples M., Blask w kol­bie - syn­teza i che­mi­lu­mi­ne­scen­cja lucy­ge­niny, Che­mia w Szkole, 3 (2023), Agen­cja AS Józef Szew­czyk, str. 44-50

Myślę, że nie muszę prze­ko­ny­wać Czy­tel­nika, że che­mia jest nie­zwy­kle fascy­nu­jącą dzie­dziną nauki, która bada skład, wła­ści­wo­ści i prze­miany ota­cza­jącej nas mate­rii. Obej­muje sze­roki zakres dys­cy­plin, od che­mii orga­nicz­nej i nie­or­ga­nicz­nej po che­mię fizyczną i ana­li­tyczną, ofe­ru­jąc ogromną prze­strzeń do zdo­by­wa­nia wie­dzy. Ze swoją fun­da­men­talną rolą w naszym codzien­nym życiu, che­mia daje uni­kalne spoj­rze­nie na ota­cza­jący nas świat.

Jed­nym z fascy­nu­jących aspek­tów che­mii są pro­cesy che­mi­lu­mi­ne­scen­cyjne, w których świa­tło jest emi­to­wane w wyniku reak­cji che­micz­nej. Pow­sta­jące w ten spo­sób świa­tło może mieć różny kolor, inten­syw­ność i trwa­łość, two­rząc wizu­al­nie zach­wy­ca­jące wido­wi­ska, które fascy­nują zarówno ucz­niów, jak i mogą być przy­datne w bar­dziej nau­ko­wych celach.

Wyko­rzy­sta­nie reak­cji che­mi­lu­mi­ne­scen­cyj­nych ma duży poten­cjał w dydak­tyce. Poprzez wpro­wa­dza­nie tych reak­cji do zajęć edu­ka­cyj­nych, nau­czy­ciele mogą anga­żo­wać ucz­niów w spo­sób cie­kawy i inte­rak­tywny. Efek­towne emi­sje świetlne mogą wzbu­dzać cie­ka­wość, a przez to uła­twiać głęb­sze zro­zu­mie­nie pro­ce­sów che­micz­nych. Warto zau­wa­żyć, że dzięki wido­wi­sko­wemu efek­towi tego typu reak­cje spra­wiają, że nawet sto­sun­kowo skom­pli­ko­wane i abs­trak­cyjne kon­cep­cje - jak choćby prze­miany ener­gii - stają się bar­dziej dostępne i zapa­da­jące w pamięć. Co więcej, z punktu widze­nia dydak­tyki tema­tyka reak­cji che­mi­lu­mi­ne­scen­cyj­nych jest bar­dzo wszech­stronna: od demon­stra­cji kine­tyki reak­cji i trans­feru ener­gii, po bada­nie wpływu różn­ych rea­gen­tów i warun­ków na prze­bieg reak­cji.

Ist­nieje wiele sub­stan­cji o wła­ści­wo­ściach che­mi­lu­mi­ne­scen­cyj­nych – jedną z naj­bar­dziej zna­nych jest lumi­nol C8H7N3O2 i lofina C21H16N2 [1] [2]. Dziś jed­nak chciałbym jed­nak opi­sać moje prace w kie­runku syn­tezy i obser­wa­cji che­mi­lu­mi­ne­scen­cji lucy­ge­niny, a więc dużo mniej zna­nego związku o podob­nych wła­ści­wo­ściach. Zachęcam oczy­wi­ście Czy­tel­nika do wła­snych prac w tym zakre­sie i prób pow­tórze­nia opi­sa­nych tutaj reak­cji.

Opi­sana tutaj metoda syn­tezy bazuje na pro­to­kole opu­bli­ko­wa­nym w 1982 roku, z pew­nymi mody­fi­ka­cjami [3].

Nie prze­dłu­ża­jąc, przejdźmy więc do pierw­szego etapu syn­tezy.

Etap I – Kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy

Roz­po­czy­na­jąc nasze prace musimy zgro­ma­dzić sub­stan­cje takie jak:

Kwas 2-chlo­ro­ben­zo­e­sowy jest jed­nym z trzech izo­me­rów kwasu chlo­ro­ben­zo­e­so­wego i posiada wśród nich naj­sil­niej­sze wła­ści­wo­ści kwa­sowe. W warun­kach nor­mal­nych jest bia­łym cia­łem kry­sta­licz­nym i służy jako sub­strat do syn­tezy wielu leków, dodat­ków do żyw­no­ści i barw­ni­ków [4]. Związek ten działa drażn­iąco na skórę, oczy i drogi odde­chowe.

Z kolei ani­lina jest naj­prost­szą aminą aro­ma­tyczną. Występuje ona jako bez­barwna ciecz, bru­nat­nie­jąca powoli na powie­trzu, o cha­rak­te­ry­stycz­nym zapa­chu mogącym koja­rzyć z zep­sutą rybą. Jej gęstość jest wyraźnie więk­sza od gęsto­ści wody, w której jest słabo roz­pusz­czalna. Zasto­so­wa­nie ani­liny jest bar­dzo sze­ro­kie w prze­my­śle che­micz­nym, far­ma­ceu­tycz­nym, barw­ni­kar­skim i gumo­wym, a także przy pro­duk­cji mate­ria­łów wybu­cho­wych i jako skład­nik niek­tórych paliw rakie­to­wych.

Chcę wyraźnie zazna­czyć, że ani­lina jest sub­stan­cją tru­jącą. Działa tok­sycz­nie na sku­tek każd­ego rodzaju nara­że­nia: m.in. przez drogi odde­chowe, po połk­nięciu i w kon­tak­cie ze skórą. W następ­stwie dłu­go­tr­wa­łego kon­taktu z nawet nie­wiel­kimi ilo­ściami tego związku pow­staje poważne zagro­że­nie dla zdro­wia. Ani­lina szcze­gól­nie dra­stycz­nie działa na krew i układ krwio­twór­czy - między innymi nisz­czy czer­wone krwinki. Trzeba brać także pod uwagę jej praw­do­po­dobną aktyw­ność muta­ge­niczną.

Tle­nek mie­dzi(I) w przy­ro­dzie występuje jako czer­wony mine­rał kupryt i przez długi czas był jed­nym z głów­nych źródeł mie­dzi dla czło­wieka.

Węglan potasu w warun­kach nor­mal­nych ma postać bia­łego ciała kry­sta­licz­nego, dobrze roz­pusz­czal­nego w wodzie. Posiada sto­sun­kowo wysoką tem­pe­ra­turę top­nie­nia (według różn­ych źródeł 891–899°C). Znany jest od sta­ro­żyt­no­ści jako potaż, uzy­ski­wany z popiołu drzew­nego poprzez ługo­wa­nie.

Przy­stępu­jąc do syn­tezy, w kol­bie okrągło­den­nej umie­ści­łem 20g kwasu o-chlo­ro­ben­zo­e­so­wego, 80g świeżo prze­de­sty­lo­wa­nej ani­liny, 20g bez­wod­nego węglanu potasu i 0,5g tlenku mie­dzi(I). Kolba wraz z chłod­nicą zwrotną została umiesz­czona na cza­szy grzej­nej, po czym bru­natną mie­sza­ninę sta­no­wiącą jej zawar­tość ogrze­wa­łem do wrze­nia przez 2,5 godziny (Fot.1). Po tym cza­sie ogrze­wa­nie zostało wyłączone, a mie­sza­nina pore­ak­cyjna och­ło­dzona do tem­pe­ra­tury poko­jo­wej i następ­nie zadana 300cm3 wody.

Fot.1 – Mie­sza­nina reak­cyjna

Na tym eta­pie musimy się pozbyć z mie­sza­niny pore­ak­cyj­nej pozo­sta­ło­ści nie­prze­re­a­go­wa­nej ani­liny. Można to zro­bić na różne spo­soby, między innymi przez odpędze­nie poprzez desty­la­cję z parą wodną. Pro­ces ten może być jed­nak dla wielu eks­pe­ry­men­ta­to­rów kło­po­tliwy, więc można go zastąpić przez kil­ku­krotną eks­trak­cję wspom­nia­nej aminy nie­wiel­kimi por­cjami eteru die­ty­lo­wego C4H10O (uwaga, łatwo­palny!) w roz­dzie­la­czu. Zada­nie to jest nie­stety dosyć niew­dzięczne, ponie­waż zarówno spod­nia faza wodna (zawie­ra­jąca pro­dukt), jak i górna faza ete­rowa są ciem­no­bru­natne (pra­wie czarne). Z tego powodu zau­wa­że­nie gra­nicy między nimi jest dosyć trudne. Przy­datne jest tu silne oswie­tle­nie boczne, które uła­twia roz­po­zna­nie tej gra­nicy (Fot.2).

Fot.2 – Gra­nica między fazami w roz­dzie­la­czu

Pozba­wiony już w dużej mie­rze śla­dów ani­liny roz­twór wodny pod­grzewa się do wrze­nia z dodat­kiem 10 g węgla aktyw­nego C w cza­sie kil­ku­na­stu minut, po czym sączy na gorąco. Prze­sącz po och­ło­dze­niu łączy się z 60 cm3 kwasu chlo­ro­wo­do­ro­wego o stęże­niu kil­ku­na­stu pro­cent (u mnie 14%), co powo­duje wydzie­le­nie się dużych ilo­ści osadu (Fot.3). Jest to kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy pow­stały w reak­cji nukle­o­fi­lo­wego pod­sta­wie­nia kwasu o-chlo­ro­ben­zo­e­so­wego ani­liną (Rys.1).

Fot.3 – Osad kwasu N-feny­lo­an­tra­ni­lo­wego
Ilustracja
Rys.1 – Wzór struk­tu­ralny kwasu N-feny­lo­an­tra­ni­lo­wego

Pro­dukt należy odsączyć i wysu­szyć w eksy­ka­to­rze. Kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy w postaci czy­stej ma postać bia­łych krysz­ta­łów, ale zsyn­te­zo­wany opi­saną metodą posiada często deli­kat­nie szare zabar­wie­nie (Fot.4). Jego czy­stość jest wystar­cza­jąca do prze­pro­wa­dze­nia dal­szych eta­pów syn­tezy.

Fot.4 – Kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy gotowy do dal­szych prac

Uzy­skano około 23g wspom­nia­nego kwasu przy opi­sa­nej pro­por­cji sub­stra­tów, co sta­nowi ~84% pro­cent wydaj­no­ści teo­re­tycz­nej w sto­sunku do uży­tego kwasu 2-chlo­ro­ben­zo­e­so­wego. Do dal­szych syn­tez można wyko­rzy­stać całą ilość kwasu, lub pewną jego część pozo­sta­wić w innym celu.

Etap II – Od kwasu N-feny­lo­an­tra­ni­lo­wego do akry­donu

Ten krok syn­tezy wymaga jedy­nie sub­stan­cji takich jak:

Kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy znaj­duje dosyć sze­ro­kie zasto­so­wa­nie jako pól­pro­dukt w otrzy­my­wa­niu far­ma­ceu­ty­ków, a także w syn­te­zie pep­ty­dów. Związek ten ma wła­ści­wo­ści drażn­iące. Kwas siar­kowy(VI) z kolei ma silne wła­ści­wo­ści żrące i przy bez­po­śred­niej eks­po­zy­cji z łatwo­ścią nisz­czy tkanki naszego ciała.

Chcąc prze­pro­wa­dzić kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy w kolejny półp­ro­dukt roz­pu­ści­łem 20g tej sub­stan­cji w 44cm3 stężo­nego kwasu siar­ko­wego(VI) i ogrze­wa­łem na łaźni paro­wej przez 1,5 godziny, otrzy­mu­jąc ciem­no­zie­lony roz­twór. Następny etap jest dosyć nie­bez­pieczny i wymaga mak­sy­mal­nej uwagi przy jego prze­pro­wa­dza­niu. Jesz­cze gorący, zie­lony roz­twór należy wlać por­cjami i bar­dzo ostrożnie do około 150 cm3 wody o tem­pe­ra­tu­rze bli­skiej wrze­nia, co może powo­do­wać liczne roz­pry­ski sil­nie żrącej mie­sza­niny. Dla­tego reak­cję naj­le­piej jest pro­wa­dzić na dnie wyso­kiej zlewki o pojem­no­ści 1l lub więk­szej. Konieczne jest także zasto­so­wa­nie och­rony oczu i całej twa­rzy, np. w postaci maski z two­rzywa sztucz­nego. Po doda­niu całej mie­sza­niny reak­cyj­nej do wody pow­staje zawie­sina o brud­no­żółt­a­wej bar­wie, którą należy ogrze­wać do wrze­nia w cza­sie 5 minut i prze­sączyć. Osad dodaje się bez susze­nia do 200cm3 roz­tworu węglanu sodu (należy wziąć pod uwagę, że mie­sza­nina sil­nie się pieni z racji wywiązy­wa­nego gazu) o stęże­niu około 8% i ogrzewa przez kilka minut ponow­nie do wrze­nia.

Zbyt duża ilość węglanu może spo­wo­do­wać roz­two­rze­nie osadu, w takim przy­padku warto doda­wać roz­twór zasady por­cjami do uzy­ska­nia odczynu zbli­żo­nego do neu­tral­nego względem papierka uni­wer­sal­nego (przyp. aut.).

Po odsącze­niu uzy­sku­jemy bez­po­sta­ciowy surowy akry­don (Fot.5) pow­stały na dro­dze wew­nątrz­cząstecz­ko­wego pod­sta­wie­nia elek­tro­fi­lo­wego pod wpły­wem stężo­nego kwasu siar­ko­wego(VI).

Fot.5 – Surowy akry­don
Ilustracja
Rys.2 – Wzór struk­tu­ralny akry­donu

Nie­stety prak­tyka poka­zuje, że uzy­skany w ten spo­sób akry­don nie może być wyko­rzy­stany w dal­szych eta­pach syn­tezy bez zna­czącego spadku wydaj­no­ści. Aby tego unik­nąć, musimy oczy­ścić sub­stan­cję przez rekry­sta­li­za­cję. Pro­ble­mem jest jed­nak fakt, że akry­don bar­dzo słabo roz­pusz­cza się w łatwo­do­stęp­nych roz­pusz­czal­ni­kach i kla­syczna rekry­sta­li­za­cja byłaby w tym przy­padku mało wydajna. Roz­wiąza­niem jest zasto­so­wa­nie apa­ratu Soxh­leta, który jest przy­rządem labo­ra­to­ryj­nym słu­żącym do eks­trak­cji trudno roz­pusz­czal­nych związ­ków che­micz­nych, wyna­le­zio­nym w 1879 roku przez Franza von Soxh­leta [5].

Apa­rat Soxh­leta składa się z układu szkla­nych rurek i komory, które są włączone między kolbę z wrzącym roz­pusz­czal­ni­kiem a chłod­nicę zwrotną (Rys.3). Wrzące pary roz­pusz­czal­nika prze­miesz­czają się z dol­nej kolby przez rurkę b do chłod­nicy c (z ciągłym obie­giem wody chło­dzącej), która znaj­duje się powy­żej apa­ratu. Próbka do eks­trak­cji jest umiesz­czana w komo­rze eks­trak­cyj­nej d w spe­cjal­nym koszyku, czyli tzw. gil­zie e wyko­na­nej np. z celu­lozy. Na dol­nym końcu komory, poni­żej poziomu jej dna, na którym opiera się gilza, znaj­duje się wylot syfonu f. Gdy poziom cie­czy w komo­rze eks­trak­cyj­nej napełn­ia­nej skro­plo­nym roz­pusz­czal­ni­kiem osiąga pewien poziom okre­slony przez budowę syfonu, cała zgro­ma­dzona ciecz samo­czyn­nie wypływa przez tę rurkę do kolby.

Ilustracja
Rys.3 – Apa­rat Soxh­leta, opis w tek­ście

Warto zau­wa­żyć, że cały układ pra­cuje więc cyklicz­nie, a komora eks­trak­cyjna powoli wypełnia się świeżo prze­de­sty­lo­wa­nym roz­pusz­czal­ni­kiem do gór­nego poziomu syfonu, a gdy ten poziom zostaje osiągnięty, apa­rat opróżnia się auto­ma­tycz­nie i ponow­nie napełnia świe­żym roz­pusz­czal­ni­kiem.

Zau­ważmy, że nawet jeśli w jed­nym cyklu roz­pusz­cze­niu ule­gnie jedy­nie bar­dzo nie­wielka ilość sub­stan­cji znaj­du­jącej się w gil­zie, to dzięki cyklicz­nej pracy zosta­nie ona powoli w cało­ści prze­nie­siona do dol­nej kolby, pozo­sta­wia­jąc nie­roz­pusz­czalne zanie­czysz­cze­nia w komo­rze eks­trak­cyj­nej. Pozwala to nie­jako wyko­rzy­stać wie­lo­krot­nie tą samą objętość roz­pusz­czal­nika, a tym samym ogra­ni­czyć jego ilość.

Przy­stępu­jąc do pracy umie­ści­łem surowy akry­don w gil­zie o odpo­wied­nio dobra­nym roz­mia­rze (Fot.6).

Fot.6 – Akry­don w gil­zie

Następ­nie zesta­wi­łem apa­rat Soxh­leta i umie­ści­łem w nim gilzę, usta­wia­jąc ją na prze­kładce z nie­wiel­kiej ilo­ści waty. Bar­dzo istotną sprawą jest, aby górna kra­wędź gilzy była umiesz­czona powy­żej zagięcia syfonu (Fot.7).

Fot.7 – Apa­rat Soxh­leta zesta­wiony w celu rekry­sta­li­za­cji akry­donu

Jako roz­pusz­czal­nik korzyst­nie jest zasto­so­wać w tym przy­padku eta­nol o stęże­niu co najm­niej 95%. Jego ilość trzeba dobrać doświad­czal­nie – w moim przy­padku było to około 400cm3.

Apa­rat Soxh­leta wyraźnie przy­spie­sza i uła­twia oczysz­cze­nie akry­donu, jest to jed­nak w dal­szym ciągu pro­ces sto­sun­kowo powolny. Przy poda­nych ilo­ściach sub­stan­cji w moim przy­padku trwało to kil­ka­na­ście godzin, pod­czas których mie­sza­nina w kol­bie przez cały czas wrzała.

Roz­pusz­czal­ność akry­donu w alko­holu jest tak nikła, że już po kilku cyklach pracy apa­ratu można było zau­wa­żyć kry­sta­li­za­cję z roz­tworu w kol­bie ze wrzącym roz­pusz­czal­ni­kiem.

Pro­ces przer­wa­łem po stwier­dze­niu, że w gil­zie pozo­stały już tylko nie­roz­pusz­czalne pozo­sta­ło­ści. Po och­ło­dze­niu mie­sza­ninę z kolby prze­sączy­łem, a zebrany osad wysu­szy­łem uzy­sku­jąc piękne żółte krysz­tałki oczysz­czo­nego akry­donu (Fot.8).

Fot.8 – Oczysz­czony akry­don

Z poda­nej ilo­ści kwasu N-feny­lo­an­tra­ni­lo­wego uzy­skano około 16,3g suro­wego akry­donu, z czego po oczysz­cze­niu pozo­stało około 14,8g, co prze­kłada się odpo­wied­nio na wydaj­no­ści 89% i 81% w sto­sunku do wska­za­nego sub­stratu.

Tak przy­go­to­wany akry­don może zostać wyko­rzy­stany w kolej­nym eta­pie.

Etap III – Od akry­donu do N-mety­lo­a­kry­donu

Na tym eta­pie potrze­bu­jemy nieco więcej sub­stan­cji. Są to:

Akry­don jest związ­kiem orga­nicz­nym o struk­tu­rze opar­tej na szkie­le­cie akry­dyny (Rys. 2). Jak już widzie­li­śmy, sub­stan­cja ta w warun­kach nor­mal­nych ma postać żółt­ego ciała kry­sta­licz­nego. Niek­tóre pochodne akry­donu są uży­wane jako znacz­niki flu­o­re­scen­cyjne w bio­lo­gii mole­ku­lar­nej. Trzeba wspom­nieć, że sub­stan­cja ta jest pod­sta­wo­wym sub­stra­tem do syn­tezy wielu związ­ków sto­so­wa­nych w lecz­nic­twie. Akry­don ma dzia­ła­nie drażn­iące.

Dime­ty­lo­for­ma­mid jest orga­nicz­nym związ­kiem che­micz­nym z grupy ami­dów. W warun­kach nor­mal­nych jest to ciecz mie­sza­jąca się w dowol­nym sto­sunku z wodą oraz wie­loma roz­pusz­czal­ni­kami orga­nicz­nymi. Czy­sta sub­stan­cja jest pozba­wiona zapa­chu, ale obec­ność dime­ty­lo­a­miny C2H7N w pro­duk­cie klasy tech­nicz­nej nadaje mu nie­przy­jemny, rybny zapach. Jest pow­szech­nie sto­so­wany jako roz­pusz­czal­nik o przy­dat­nych wła­ści­wo­ściach; cząsteczka dime­ty­lor­ma­midu ma cha­rak­ter polarny i hydro­fi­lowy. Dzięki temu pro­wa­dze­nie reak­cji w śro­do­wi­sku dime­ty­lo­for­ma­midu uła­twia zacho­dze­nie wielu reak­cji, np. sub­sty­tu­cji nukle­o­fi­lo­wej [6]. Należy zacho­wać szcze­gólną ostrożn­ość przy pracy z tą sub­stan­cją, ponie­waż podej­rzewa się ją o wła­sno­ści kar­cy­no­genne i tera­to­genne.

Kolejna sub­stan­cja, jaką jest jodo­me­tan lub ina­czej jodek metylu, to orga­niczny związek che­miczny z grupy halo­gen­ków alki­lo­wych, poje­dyńczo pod­sta­wiona jodem pochodna metanu. Sta­nowi bez­barwną ciecz, powoli bru­nat­nie­jąca pod wpły­wem świa­tła z powodu roz­kładu, czego jed­nym z pro­duk­tów jest nada­jący wspom­niane zabar­wie­nie jod. Tem­pe­ra­tura top­nie­nia związku to −66°C, a tem­pe­ra­tura wrze­nia 42,4°C. Sub­stan­cja ta jest słabo roz­pusz­czalna w wodzie, roz­pusz­czalna z kolei w alko­holu ety­lo­wym i ete­rze die­ty­lo­wym. Jodo­me­tan sto­suje się głów­nie w syn­te­zie orga­nicz­nej i prze­my­śle far­ma­ceu­tycz­nym do mety­lo­wa­nia, którą to możl­i­wość wyko­rzy­stamy w syn­te­zie także i my. Związek ten jest sil­nie tok­syczny i lotny. Wszel­kie mani­pu­la­cje z nim muszą być wyko­ny­wane pod spraw­nie dzia­ła­jącym wyciągiem.

Przy­stępu­jąc to aktu syn­tezy roz­pu­ści­łem na gorąco 10g akry­donu w 122 cm3 eta­nolu z dodat­kiem 3,15g wodo­ro­tlenku potasu. Eta­nol następ­nie trzeba odpa­ro­wać, co naj­le­piej zro­bić w rota­cyj­nej wyparce próżn­io­wej, ale prze­te­sto­wa­łem także spo­sób nie wyma­ga­jący posia­da­nia tego urządze­nia. Jak stwier­dzi­łem, całk­o­wi­cie wystar­cza­jące jest odpa­ro­wa­nie eta­nolu w parow­niczce lub kry­sta­li­za­to­rze na łaźni paro­wej, dba­jąc jed­nak aby nie zawil­go­cić mie­sza­niny zawie­ra­jącej higro­sko­pijny wodo­ro­tle­nek. W ten spo­sób uzy­skano żółtą pozo­sta­łość (Fot.9), którą następ­nie roz­pu­ści­łem w 122cm3 dime­ty­lo­for­ma­midu uzy­sku­jąc ciem­no­zie­lony roz­twór (Fot.10).

Fot.9 – Żółta pozo­sta­łość
Fot.10 – Roz­twór w dime­ty­lo­for­ma­mi­dzie

Do roz­tworu doda­łem następ­nie po kro­pli 8,52g jodo­me­tanu, po czym ogrza­łem na łaźni paro­wej w cza­sie 15 minut, co spo­wo­do­wało nie­wielką zmianę – płyn prze­stał bar­wić ścianki naczy­nia (Fot.11).

Fot.11 –Po reak­cji z jodo­me­ta­nem

W opi­sa­nym pro­ce­sie docho­dzi do nukle­o­fi­lo­wego pod­sta­wie­nia jodku metylu anio­nem akry­dy­no­wym. Po wla­niu mie­sza­niny rak­cyj­nej do wody uzy­skuje się jasno­żółty osad suro­wego N-mety­lo­a­kry­donu (Fot.12).

Fot.12 – Osad suro­wego N-mety­lo­a­kry­donu

Osad po odsącze­niu i wysu­sze­niu wydaje się być mało efek­towną, kre­mo­wo­żółtą bez­po­sta­ciową sub­stan­cją (Fot.13).

Fot.13 – Surowy N-mety­lo­a­kry­don przed oczysz­cze­niem

Sub­stan­cję oczy­ści­łem następ­nie przez kla­syczną rekry­sta­li­za­cję z gorącego eta­nolu. Pod­czas och­ła­dza­nia stężo­nego roz­tworu pochod­nej wydziela się ona w postaci igiełk­o­wa­tych krysz­ta­łów (Fot.14).

Fot.14 – Krysz­tały N-mety­lo­a­kry­donu wydzie­lone z roz­tworu

Po odsącze­niu i wysu­sze­niu pochodna jest gotowa do dal­szej obróbki (Fot.15).

Fot.15 – Gotowy N-mety­lo­a­kry­don
Ilustracja
Rys.4 – Wzór struk­tu­ralny N-mety­lo­a­kry­donu

W cza­sie syn­tezy uzy­ska­łem 9,32g suro­wego N-mety­lo­a­kry­donu i 8,46 oczysz­czo­nego przez rekry­sta­li­za­cję, co prze­ło­żyło się na wydaj­no­ści odpo­wied­nio 87% i 79% w sto­sunku do wyko­rzy­sta­nego akry­donu.

Etap III – Od N-mety­lo­a­kry­donu do lucy­ge­niny

W tym kroku potrze­bu­jemy:

N-mety­lo­a­kry­don jest pochodną akry­donu uzy­skaną przez jego mety­la­cję w opi­sa­nych warun­kach i ma zasto­so­wa­nie jako półp­ro­dukt w syn­te­zach orga­nicz­nych.

Wyko­rzy­stany przez nas cynk musi być w postaci jak naj­drob­niej­szego proszku. Nad­mie­nię, że sil­nie sprosz­ko­wany cynk ma dosyć silne wła­ści­wo­ści bru­dzące, a także może być piro­fo­ryczny, czego nie należy zanied­by­wać.

Przy mani­pu­la­cjach z kwa­sami należy uwa­żać jak zaw­sze przy pracy z tego rodzaju che­mi­ka­liami.

W kol­bie okrągło­den­nej umie­ści­łem 9g N-mety­lo­a­kry­donu, 450cm3 eta­nolu i 90cm3 stężo­nego kwasu chlo­ro­wo­do­ro­wego. Pełne roz­pusz­cze­nie sub­stan­cji sta­łych wymaga ogrze­wa­nia pod chłod­nicą zwrotną (uwaga na drażn­iące pary). Następ­nie do mie­sza­niny doda­łem powoli 28.8g pyłu cyn­ko­wego, co zajęło około 40 minut. Mie­sza­ninę ogrze­wa­łem potem do wrze­nia pod chłod­nicą zwrotną w cza­sie kolej­nej godziny co dopro­wa­dziło do uzy­ska­nia ciem­nego roz­tworu (Fot.16).

Fot.16 – Roz­twór po reak­cji z cyn­kiem

Mie­sza­ninę pore­ak­cyjną po och­ło­dze­niu wla­łem powol­nym stru­mie­niem i ciągle mie­sza­jąc do 1l zim­nej wody, a wydzie­lony zie­lony osad związku bisa­kry­dy­no­wego odsączy­łem i wysu­szy­łem (Fot.17, Rys.5).

Fot.17 – Zie­lona pochodna bisa­kry­dy­nowa
Ilustracja
Rys.5 – Wzór struk­tu­ralny pochod­nej bisa­kry­dy­no­wej

Zie­lony osad roz­two­rzy­łem potem w 540cm3 kwasu azo­to­wego(V) o stęże­niu około 6% i ogrze­wa­łem na łaźni paro­wej przez 30 minut, po czym prze­sączy­łen ciemny roz­twór na gorąco i pozo­sta­wi­łem do kry­sta­li­za­cji w tem­pe­ra­tu­rze poko­jo­wej na noc. Następ­nego dnia można było podzi­wiać wydzie­lone z roz­tworu poma­rańczo­wo­czer­wone krysz­tały lucy­ge­niny C28H22N4O6 (Fot.18).

Fot.18 – Krysz­tały lucy­ge­niny wydzie­lone z roz­tworu

Krysz­tały lucy­ge­niny należy odsączyć i wysu­szyć w nie­zbyt wyso­kiej tem­pe­ra­tu­rze. Na sucho ich barwa jest nieco bar­dziej poma­rańczowa niż czer­wona (Fot.19).

Fot.19 – Gotowa lucy­ge­nina
Ilustracja
Rys.6 – Wzór struk­tu­ralny lucy­ge­niny

W ten spo­sób została prze­pro­wa­dzona reduk­cyjna dime­ry­za­cja N-mety­lo­a­kry­donu do pochod­nej bis-akry­dy­no­wej pod wpły­wem cynku w kwa­śnym śro­do­wi­sku. Związek ten następ­nie uległ utle­nie­niu kwa­sem azo­to­wym z utwo­rze­niem odpo­wied­niego dia­zo­tanu. Z che­micz­nego punktu widze­nia lucy­ge­nina ma więc postać roz­pusz­czal­nego dia­zo­tanu bis-N-mety­lo­a­kry­dyny.

Uzy­ska­łem 7,7g lucy­ge­niny, co sta­nowi około 70% mak­sy­mal­nej wydaj­no­ści teo­re­tycz­nej w prze­li­cze­niu na wyko­rzy­stany N-mety­lo­a­kry­don. Gotową lucy­ge­ninę należy prze­cho­wy­wać w naczy­niu z ciem­nego szkła.

Flu­o­re­scen­cja otrzy­ma­nych sub­stan­cji

Część z otrzy­ma­nych na posz­cze­gol­nych eta­pach sub­stan­cji wyka­zuje cie­kawą cechę, jaką jest flu­o­re­scen­cja, czyli emi­sja świa­tła z zakresu widzial­nego pod wpły­wem wzbu­dze­nia pro­mie­nio­wa­niem ultra­fio­le­to­wym. Może to być dodat­ko­wym spraw­dzia­nem, czy na każdym eta­pie uzy­ska­li­śmy odpo­wiedni związek. W tym celu do kolej­nych pro­bówek należy wpro­wa­dzić po kilka mili­li­trów wody desty­lo­wa­nej i maleńkim krysz­tałku każdej z sub­stan­cji. Z racji nie­wiel­kiej roz­pusz­czal­no­ści niek­tórych z nich w każdym przy­padku zawar­tość pro­bówki wytrząsano przez 1 minutę, po czym zaob­ser­wo­wano efekt po oświe­tle­niu pro­mie­nio­wa­niem UV (Fot.20). W ten spo­sób możemy się prze­ko­nać, że roz­twór kwasu N-feny­lo­an­ta­ni­lo­wego w tych warun­kach nie flu­o­ry­zuje lub emi­sja jest nie­zau­wa­żalna, akry­don i N-mety­lo­a­kry­don flu­o­ry­zuje nie­bie­sko (ten drugi nieco sła­biej, ale w tak pro­stym doświad­cze­niu trudno wska­zać jaki czyn­nik miał na to wpływ), nato­miast przej­ściowa pochodna bis-akry­dy­nowa i lucy­ge­nina flu­o­ry­zują bar­dzo sil­nie emi­tu­jąc świa­tło o pięk­nej zie­lo­nej bar­wie.

Fot.20 – Flu­o­re­scen­cja roz­two­rów wod­nych otrzy­ma­nych sub­stan­cji; a – kwas N-feny­lo­an­tra­ni­lowy, b – akry­don, c – N-mety­lo­a­kry­don, d – pochodna bis-akry­dy­nowa, e - lucy­ge­nina

Che­mi­lu­mi­ne­scen­cja lucy­ge­niny

Po tru­dach syn­tezy i powo­dze­niu na wszyst­kich eta­pach wresz­cie nad­cho­dzi ten moment, kiedy możemy wypróbo­wać zdol­ność lucy­ge­niny do gene­ro­wa­nia świa­tła widzial­nego pod­czas jej utle­nia­nia. W tym celu musimy przy­go­to­wać dwa roz­twory:

A: w 50cm3 wody roz­pu­ścić małą szczyptę (0,05g) lucy­ge­niny,
B: w 35cm3 wody roz­pu­ścić 15cm3 eta­nolu, 4g wodo­ro­tlenku sodu i 2,5cm3 nad­tlenku wodoru o stęże­niu 3% (aptecz­nej wody utle­nio­nej).

Roz­twór A jest poma­rańczowo-żółty, nato­miast B całk­o­wi­cie bez­barwny (Fot.21). Oba roz­twory naj­le­piej jest przy­go­to­wy­wać na świeżo, można je jed­nak przez dosyć krótki czas prze­cho­wy­wać w lodówce.

Fot.21 – Roz­twory; po lewej - A, po pra­wej - B

Aby zaob­ser­wo­wać che­mi­lu­mi­ne­scen­cję, warto zaciem­nić jak naj­do­kład­niej pomiesz­cze­nie, po czym wlać szyb­kim ruchem całą objętość roz­tworu B do naczy­nia zawie­ra­jącego roz­twór A. Prak­tycz­nie natych­miast roz­po­czyna się mogąca trwać kil­ka­na­ście minut emi­sja zie­lo­nego świa­tła (Fot.22).

Fot.22 – Che­mi­lu­mi­ne­scen­cja lucy­ge­niny, począt­kowa faza

Co cie­kawe, przy dluższej obser­wa­cji można zau­wa­żyć, że pod­czas postępu­jącego zuży­cia sub­stra­tów poza słab­nięciem z cza­sem emi­sji zmie­nia się także barwa pow­sta­jącego świa­tła – zyskuje ono coraz wyraźn­iej­szy odcień nie­bie­ski (Fot.23).

Fot.23 – Che­mi­lu­mi­ne­scen­cja lucy­ge­niny, faza późna

Wyja­śnie­nie

Lucy­ge­nina ma silne wła­ści­wo­ści che­mi­lu­mi­ne­scen­cyjne pod­czas reak­cji jej utle­nia­nia nad­tlen­kiem wodoru w śro­do­wi­sku wod­nym o odczy­nie zasa­do­wym. Naj­bar­dziej praw­do­po­dobny mecha­nizm reak­cji obej­muje utle­nie­nie lucy­ge­niny do nie­tr­wa­łego cyklicz­nego nad­tlenku, który nastep­nie ulega roz­pa­dowi do N-mety­lo­a­kry­donu. Ten ostatni występuje jed­nak począt­kowo w meta­sta­bil­nym sta­nie wzbu­dzo­nym, przez co ulega spon­ta­nicz­nemu prze­ksz­tałc­e­niu do stanu pod­sta­wo­wego odda­jąc nad­mia­rową ener­gię. W począt­ko­wych fazach reak­cji, kiedy w dużych ilo­ściach dostępna jest jesz­cze nie­prze­re­a­go­wana lucy­ge­nina, zostaje na nią prze­ka­zana ener­gia wzbu­dze­nia z cząste­czek N-mety­lo­a­kry­donu - dla­tego obser­wu­jemy wtedy emi­sję zie­lo­nego świa­tła cha­rak­te­ry­stycz­nego dla relak­su­jących cząste­czek tego związku (vide Fot.20 e). Wraz ze spad­kiem dostęp­no­ści lucy­ge­niny, a więc i opi­sa­nego trans­feru ener­gii, w wid­mie emi­sji zaczyna prze­wa­żać świa­tło nie­bie­skie, cha­rak­te­ry­styczne dla wzbu­dzo­nego akry­donu i N-mety­lo­a­kry­donu (Fot.20 b, c). W ten spo­sób opi­sane doświad­cze­nie pozwala się w naoczny spo­sób prze­ko­nać o pra­wi­dło­wo­ściach rządzących prze­mia­nami mate­rii i ener­gii na pozio­mie mole­ku­lar­nym.

Zasto­so­wa­nia lucy­ge­niny nie ogra­ni­czają się jedy­nie do dydak­tyki. Zarówno ta sub­stan­cja, jak i jej pochodne są wyko­rzy­sty­wane np. jako znacz­niki mole­ku­larne w bada­niach bio­lo­gicz­nych.


Lite­ra­tura:

Wszyst­kie foto­gra­fie i rysunki zostały wyko­nane przez autora

W powyższym tek­ście doko­nano nie­wiel­kich zmian edy­tor­skich w sto­sunku do wer­sji opu­bli­ko­wa­nej w  cza­so­pi­śmie, w celu uzu­pełn­ie­nia i lep­szego przy­sto­so­wa­nia do pre­zen­ta­cji na stro­nie inter­ne­to­wej.

Marek Ples

Aa